Chwila prawdy, czyli kilka słów o egzaminie..

Drukuj
PDF
Zaczeliśmy od uroczystego podniesienia bandery i bicia szklanek, no i od razu się okazało, że nawet prosta pozornie rzecz, jak walenie w dzwon warta jest wcześniejszego przećwiczenia.



Bacznym okiem całość obserwował Kapitan Mieczysław Siarkiewicz - szef wyszkolenia żeglarskiego Śląskiego OZŻ. I chociaż z uśmiechem opowiadał o morskich przygodach i swobodną rozmowa z kursantami dodawał nam ducha i pewności siebie widać było, że tak łatwo nam nie odpuści, jeśli nie wykażemy się wiedzą i umiejętnościami.



Nie było lekko, wiało słabo, a potem w ogóle prawie zdechło. Kto nie wie, informuję, że cisza z kierunków zmiennych znacznie utrudnia manewrowanie łódką.



Odejście od kei, zwrot przez sztag i rufę, manewr człowiek za burtą, podejscie do kei i manewry doadatkowe - Komandor Leon skrupulatnie przeegzaminowal wszystkich.



Ku radości naszej i własnej doskonale spisał się nasz najmłodszy kursant Maciek. Jak powiedział Komandor: poszło mu jak z płatka.
Po żeglarskiej "manewrówce" przyszedł czas na manewry silnikowe. Każdy musiał się wykazać umiejętnością obsługi silnika oraz wyczuciem przy podejściu do boi czy pomostu.



Następnie testy oraz prace bosmańskie - tu Komandor Kujawa zadawał dociekliwe pytania. Na szczęście węzęł ratowniczy wiązaliśmy z zamkniętymi oczami.





Efekt? Wszyscy zdaliśmy. Dostała nam się nawet pochwała, że poszło nam zupełnie dobrze. Egzamin trwał od 9.00 do 15.00 i zgodnie stwierdziliśmy, że to chyba najdłuższy egazmin w życiu każdego z nas. Zmęczeni, wykończeni, ale prawdziwie po żeglarsku zadowoleni usiedliśmy wszyscy razem przy ognisku.



Nic dodać, nic ując, czekamy na patenty, ale:

Jesteśmy żeglarzami..



"..Zwrot przez sztag, o’key zaraz zrobię!
Słyszę jak kapitan cicho klnie.
Gubię wiatr i zamiast w niego dziobem,
To on mnie od tyłu, kumple w śmiech.
O – ho, ho! Przechyły i przechyły…"


J.

 

Login