27 kwietnia 2011
Zaczeliśmy od uroczystego podniesienia bandery i bicia szklanek, no i od razu się okazało, że nawet prosta pozornie rzecz, jak walenie w dzwon warta jest wcześniejszego przećwiczenia. |Bacznym okiem całość obserwował Kapitan Mieczysław Siarkiewicz - szef wyszkolenia żeglarskiego Śląskiego OZŻ. I chociaż z uśmiechem opowiadał o morskich przygodach i swobodną rozmowa z kursantami dodawał nam ducha i pewności siebie widać było, że tak łatwo nam nie odpuści, jeśli nie wykażemy się wiedzą i umiejętnościami.
Nie było lekko, wiało słabo, a potem w ogóle prawie zdechło. Kto nie wie, informuję, że cisza z kierunków zmiennych znacznie utrudnia manewrowanie łódką.
Odejście od kei, zwrot przez sztag i rufę, manewr człowiek za burtą, podejscie do kei i manewry doadatkowe - Komandor Leon skrupulatnie przeegzaminowal wszystkich.
Ku radości naszej i własnej doskonale spisał się nasz najmłodszy kursant Maciek. Jak powiedział Komandor: poszło mu jak z płatka.
Po żeglarskiej "manewrówce" przyszedł czas na manewry silnikowe. Każdy musiał się wykazać umiejętnością obsługi silnika oraz wyczuciem przy podejściu do boi czy pomostu.
Następnie testy oraz prace bosmańskie - tu Komandor Kujawa zadawał dociekliwe pytania. Na szczęście węzęł ratowniczy wiązaliśmy z zamkniętymi oczami.
Efekt? Wszyscy zdaliśmy. Dostała nam się nawet pochwała, że poszło nam zupełnie dobrze. Egzamin trwał od 9.00 do 15.00 i zgodnie stwierdziliśmy, że to chyba najdłuższy egazmin w życiu każdego z nas. Zmęczeni, wykończeni, ale prawdziwie po żeglarsku zadowoleni usiedliśmy wszyscy razem przy ognisku.
Nic dodać, nic ując, czekamy na patenty, ale:
Jesteśmy żeglarzami..
"..Zwrot przez sztag, o’key zaraz zrobię!
Słyszę jak kapitan cicho klnie.
Gubię wiatr i zamiast w niego dziobem,
To on mnie od tyłu, kumple w śmiech.
O – ho, ho! Przechyły i przechyły…"
J.